czwartek, 23 lutego 2012

To była prawdziwa ulewa emocji

Dzisiaj po raz pierwszy napiszę coś o grze, którą nie jest World of Warcraft. Jeśli ktoś nie jest tym zainteresowany, to oczywiście może pominąć tę notkę. A tymczasem przechodzę do nietypowego opisu gry...

..."Heavy Rain". Ale nim to nastąpi parę słów odnośnie tego skąd wziął się u mnie pomysł na zakup konsoli. Prawdę mówiąc, to ciężko mi jest na takie pytanie odpowiedzieć, zwłaszcza że praktycznie wszyscy znajomi odradzali mi wydawania tak grubej kasy (w końcu to prawie 2000 zł, jeśli doliczasz do czystej konsoli wszystkie kontrolery i zabawki). Ba, słyszałem wręcz wypowiedzi typu "znudzi ci się po miesiącu", "moja konsola leży w szafie i w ogóle jej nie używam", "PeCet jest znacznie lepszy", "nie ma sensu", itp. Pomimo wątpliwości, ostatecznie zaryzykowałem i... Nie żałuję. Do dzisiaj bawię się przy konsoli świetnie, przeżywam wydumane przygody z Nathanem Drake'iem w Uncharted, zabijam dziesiątki milionów zombiaków (ups, przepraszam, Agent G mówi, że to są mutanty, a słowa na Z nie powinniśmy używać; swoją drogą, o The House of the Dead pewnie niedługo jeszcze napiszę), staram się spotkać z córką w jednym z God of War, pokonuję AI w siatkówce plażowej w Sports Champions na najtrudniejszym poziomie trudności czy wręcz tańczę (:D) w rytm Barbary Streisand. Gierek zakupiłem mały stosik, który leży gdzieś na uboczu i który powoli, bo powoli, ale traci na rzecz innej kupki o nazwie "GRY, KTÓRE JUŻ PRZESZEDŁEM". Jedną z takich gier jest dzisiaj omawiany przeze mnie "Heavy Rain", który zawładną moim umysłem na jakieś 3 dni. Tyle czasu zajęło mi pierwsze przejście. Teraz, kiedy wiem kto jest mordercą, staram się zacierać ślady i przechodzę grę kolejny raz, aby udowodnić sobie, że Zbrodnia Doskonała jest naprawdę możliwa.

"Heavy Rain" to chyba pierwsza gra, która spełniła moje... Hmmm... Marzenia? Zawsze sądziłem, że musi upłynąć jeszcze sporo czasu, abyśmy zaobserwowali taką przemianę gier, jaką widzieliśmy w przypadku filmu. Z czystej, nieudawanej rozrywki (przypomnijcie sobie najstarszy film jaki kojarzycie; niech zgadnę, jest to pewnie jakaś niema komedia, prawda? ;)) przeobraził się w medium dostarczające nam spore dawki najróżniejszych emocji. Dzięki niektórym filmom możemy na poważnie zastanowić się nad niektórymi aspektami życia. Ba, żeby tylko życia. Filmy z górnej półki (czyt. ambitne) często dotykają sfer duchowych, niematerialnych. Ehhh... Mógłbym o tym pisać jeszcze dużo, ale powróćmy do "Heavy Raina". Tak, jest to pierwsza gra, która spowodowała u mnie to, czego doświadczam podczas oglądania jakiegoś lepszego filmu. Moje emocje wreszcie mogły wyjść na żer. Mój umysł zaczął pracować, a ja radowałem się jak skowronek, że nareszcie mogę uczestniczyć w interaktywnym spektaklu, gdzie to JA decyduję o zakończeniu. Dokonaj wyboru i poznaj tego konsekwencje. Takim pięknym zdaniem reklamowano w końcu "Heavy Raina".

Nie mam zamiaru psuć nikomu zabawy, więc nie będę zdradzał za dużo szczegół fabularnych, jednak o TYM mogę chyba napomknąć. W grze dochodzimy w końcu do momentu, kiedy Zabójca z Origami pyta się nas (w teorii pyta się oczywiście głównego bohatera, ale to my podejmujemy w jego imieniu decyzje) ile jesteśmy w stanie poświęcić, aby uratować bliską nam osobę. I poddaje nas 5 próbom. Niestety, w przypadku pierwszych trzech testów na ojcostwo czuć ciągle, że to tylko gra (i tego będę się najbardziej czepiał; szkoda, że dopiero pod koniec autorzy zaserwowali nam prawdziwy sprawdzian sumienia) i podjęta przez nas decyzja nie jest tak odczuwalna, jak przy ostatnich dwóch próbach. Ale jak przyjdzie już co do czego, to nie dość, że nie mamy za dużo czasu na zastanowienie (o ile przechodzimy grę z postanowieniem, że nie będziemy wykorzystywali save'ów i zmieniali decyzji podjętych na szybko; polecam przejść grę w ten sposób za pierwszym razem), to jeszcze problem jest wagi co najmniej ciężkiej. Rzekłbym wręcz, że wykracza poza skalę bokserską. Czy zabijesz innego człowieka, aby uratować własnego syna...?

Szczerze mówiąc, w "Heavy Rainie" najbardziej podobały mi się właśnie te trudne decyzje. Pierwszy raz w życiu gra komputer... Konsolowa... Spowodowała, że oglądając konsekwencje moich czynów zacząłem się zastanawiać "a co by było gdyby...". W grze możemy na szczęście to zobaczyć. Wystarczy, że wrócimy, po ukończeniu gry, do odpowiedniego rozdziału i zamiast czynności A wykonamy czynność B. Szkoda, że w in real life nie mamy takiej opcji, bo już pewnie kilka razy bym z niej skorzystał ;).

A co z fabułą? Cóż, bez owijania w bawełnę, przyznam, że widziałem już lepsze thrillery psychologiczne. Jednak "Heavy Rain" nie jest jakąś tragedią w tym względzie, plasuje się na pewno wysoko na mojej osobistej liście przebojów. Jednak nie da się ukryć, że nieścisłości i "wpadek" (bo tylko tak można je chyba nazwać) scenariuszowych jest trochę za dużo. I za dobrze je widać...

Do wpadek na pewno nie można jednak zaliczyć momentu, w którym dowiadujemy się kto jest zabójcą. Od początku gry, jak to chyba u każdego myślącego człowieka, który postanowił wziąć udział w interaktywnym dramacie, staramy się na własną rękę domyślić kto jest mordercą. Autorzy podsuwają nam oczywiście fałszywe tropy (ten pierwszy jednak jest... zbyt nachalnie przedstawiany i od razu czuć, że to na pewno nie oto chodzi), a finał... Mnie osobiście zaskoczył. Nie tym, że nie mogłem uwierzyć, że to ON(/A), ale tym w jaki sposób się o tym dowiedziałem. W każdym tego typu thrillerze zazwyczaj spada to na nas jak jakiś walący się budynek. A tutaj przez moment byłem zdezorientowany. Patrzę na ekran, mrugam oczętami po czym dociera do mnie... "Zaraz! Moment! Czyli... Już wiem kto to jest?". Czapki z głów za to. Naprawdę, jestem pełen podziwu.

Jeśli grałeś w "Heavy Raina", to wiedz, że moje sumienie nie pozwoliło mi przejść próby Rekina (czwartej) i Szczura (piątej). Powody chętnie bym wypisał, ale za dużo by to zdradziło szczegółów osobom, które nie miały jeszcze przyjemności obcowania z tą świetną grą. Jeśli faktycznie należysz do tego grona, to zachęcam z całych sił, abyś znalazł gdzieś konsolę i ośmielił się podjąć decyzje, które mogą wpłynąć na losy czwórki bohaterów. Naprawdę warto.

1 komentarz:

  1. Jak spodobal ci sie Heavy Rain zagraj sobie w Fahrenheita

    OdpowiedzUsuń