W ostatnim czasie na łamach MMO-Champion ukazał się miniwywiad z Encounter Designerem Blizzarda, który wzbudził sporo kontrowersji w światku WoWa. Cóż, zapewne część z Was zna moje zdanie na temat dwóch ostatnich contentów w World of Warcraft (w skrócie: uważam je za dwa najgorsze w dziejach), więc nie powinno Was chyba dziwić, że również w mojej głowie zaczęły kłębić się nieciekawe myśli po przeczytaniu niektórych odpowiedzi Pana Scotta.
Ale po kolei. Jak to z tym Cataclysmowymi contentami było? Nie da się ukryć, że kiedy przyjdzie dzień ostatecznego podsumowania tegoż dodatku, to będzie mi bardzo ciężko ocenić jednoznacznie czy jestem z niego zadowolony czy raczej zdegustowany. Bo Tier11 (pierwszy content Cataclysmu) okazało się szalenie interesującym, wciągającym i wymagającym contentem. Na mojej liście nie bez przyczyny umieściłem go na przysłowiowym piedestale, gdyż, pomimo niewielkich wad (które swego czasu wypisałem na łamach Holy Whine), zawierał wręcz połacie pozytywów. Spora liczba encounterów, które w znacznej większości działały od początku bardzo dobrze. Interesujące mechaniki, które pamięta się do dziś. Wymagający poziom trudności, ale nie na tyle wysoki, aby spędzać na bossie od 2 do 3 miesięcy (gildii podobnej do Accidentally każdy z bossów nie zajął więcej niż 3 tygodni progressu). Content złożony z trzech instancji powodował, że nie byliśmy zanudzani jednym klimatem, czuć było różnorodność. Mógłbym tak jeszcze długo, ale chyba nie o tym miałem dzisiaj pisać. A co z pozostałymi contentami?
Firelandy i Dragon Soul to niestety ewidentne wyjścia na skróty. Czy Blizzard sam już zapomniał o swojej maksymie, która mówi, że lepiej robić duże (chodzi o ilość bossów) contenty, ale rozdrobnione pomiędzy 2-3 instancje? Czemu NIKT teraz nie przypomina tych słów? Tak naprawdę Firelandy i Dragon Soul mogłyby stanowić podwaliny pod... pojedynczy content, ale robienie z tego dwóch to już ostra przeginka. Zwłaszcza, że Blizzard w ordynarny wręcz sposób przedłuża sztucznie progress danej "półinstancji" poprzez wpychanie tam jednego cholernie ciężkiego encountera. Patrz: Ragnaros w Firelandach i Spine w Dragon Soulu. "Dobra chłopaki, tutaj walniemy tego obłędnie ciężkiego bossa, aby te półgłówki nie skończyły za szybko naszego nowego raidu. Oczywiście później, po powiedzmy 2-3 miesiącach, walniemy taki nerf, że wszyscy poczują się usatysfakcjonowani".
Taaak... Dwa ostatnie contenty świadczą o tym, że albo Blizzard oddelegował już większość załogi do pracy nad Titanem i Diablo 3 albo zdaje sobie sprawę, że World of Warcraft nie odnotuje ponownego wzrostu subskrybentów. Albo wręcz jedno i drugie. To by tłumaczyło dlaczego Zamieć tworzy instancje "pisane na kolanie". Mają one przytrzymać przy grze jeszcze tych największych maniaków, co pozwoli wydoić z tego krówska ostatnie soki nim zdechnie ze starości.
Oczywiście to tylko moje domysły, nikt nie może być pewnym tego jakie zamiary ma Blizzard. Ale spodziewałem się, że odrobina szczerości z ich strony nie zaszkodzi. Że już przestaną wciskać nam kit. A tu niespodzianka! Wspominany wcześniej Pan Scott daje popis fantastycznego PR-u, który można przyrównać do propagandy sukcesu. Jak za "dobrych" czasów.
Nie będę analizował całego wywiadu, ale skupię się na pytaniu, które brzmiało mniej więcej tak: "co się wam nie udało?". Kiedy je przeczytałem, oczywiście nie znając jeszcze odpowiedzi, liczyłem na jakiś mini esej związany z tym, co rzeczywiście nie poszło zgodnie z planem. Obniżyłem więc wzrok o jedną linijkę i... Czytam... "... heroic 5-many były za trudne na początku dodatku...", "ostatnio dodane heroic 5-many miały zadowalający poziom trudności..."... I... Chwila, moment... TO JUŻ? Czy ten Pan (Scott) właśnie zakończył odpowiedź na pytanie "co wam nie wyszło"? Do cholery jasnej, czy Ci ludzie robią z nas debili czy już skretynieli na tyle, aby sądzić, że wszystko jest w porządku?
O ile od zawsze podchodziłem do decyzji Blizzarda ze zrozumieniem, nawet jeśli były to decyzje nie do przyjęcia dla większości graczy, tak teraz jestem po prostu w kropce. Jak spojrzałem na ten wywiad już po jego lekturze, to moje myśli krążyły wokół angielskiego stwierdzenia "what the fuck"... Czuję, i chyba nie skłamię, że Mists of Pandaria to dla Blizzarda ostatnia deska ratunku. Jeśli najbliższy dodatek uderzy w dno i nie odbije się od niego w żaden sposób, to prawdopodobnie pożegnamy nasze ulubione MMORPG na zawsze...
PS. Wszystkim czytelniczkom bloga składam życzenia z okazji Dnia Kobiet! Oby epiki były jeszcze bardziej fioletowe, a smoki padały gęsto i często ;).