sobota, 8 października 2011

Przegląd instancji Hour of Twilight (5-man)

Dziś wracamy na PTR, aby obejrzeć drugi z trzech 5-manów, które zostaną dodane w patchu 4.3. Chodzi oczywiście o Hour of Twilight, gdzie pomagamy donieść Thrallowi cenną "przesyłkę" do Wyrmrest Temple. Będzie nam próbowało wybić to z głowy trzech bossów wraz z paroma packami trashy (nie ma ich dużo, więc instancja jest stosunkowo krótka).
UWAGA! Opis zawiera sporo spoilerów! Jeśli chcesz być zaskakiwany podczas własnej wycieczki do HoT, to nie czytaj tej notki!

Naszą przygodę zaczynamy na północy Dragonblighta, skąd chcemy przejść niezauważeni do Wyrmrest Temple. Niestety (lub stety, bo chyba byłaby to dość nudna instancja, gdybyśmy bez żadnej walki doszli do celu), Twilightci dowiadują się o naszej obecności dość szybko i chcą nas (a raczej Thralla) powstrzymać wszelkimi możliwymi sposobami.

Arcurion jest pierwszym bossem, który będzie chciał nas ukatrupić. Na walce trzeba głównie patrzeć pod nogi, aby na czas uciec z miejsca, w które spada wielka kula śniegu zadająca damage. Elementale, które miotają w nas zamarzniętą wodą, nie są targetowalne, więc tylko Thrall może je unieszkodliwić. Ten jednak dość często zostaje zamrożony przez Arcuriona, co oznacza, że całe party musi go jak najszybciej uwolnić z mrożącej krew w żyłach pułapki. Jeśli tego nie zrobimy, to elementale rozmnożą się jak króliki i nie będziemy mogli stanąć w spokoju choćby na sekundkę. Druga faza zaczyna się na niewielkim procencie bossa (nie patrzyłem dokładnie kiedy to było, ale zakładam, że w okolicach 10-15%), kiedy boss zaczyna robić dość potężne aoe. Healer odpala cdki (Divine Hymn!!!111), a reszta nuke'uje. Koniec.

Drugim bossem jest już poważniejszy killer. Pani zwie się Asira Dawnslayer i chce nam uniemożliwić kontynuowanie podróży przy pomocy paru łotrzykowych trików. Przede wszystkim praktycznie co chwilę rzuca na siebie Smoking Bombę, co najlepiej zneutralizować poprzez stanie całym party na bossie. Kolejna rzecz, na którą muszą zwrócić uwagę jednak tylko casterzy, to mark (debuff) wiszący nad ich głowami. Należy tak usprawnić swoją rotację, aby wkalkulować w nią 2-sekundowy silence. To samo dotyczy healerów. Robimy tak dlatego, że każdy cast ma niestety szansę na to, że za chwilę zostaniemy przez Asirę uciszeni. Warto jeszcze pamiętać, że Thrall stawia od czasu do czasu bardzo fajny totem, który zwiększa damage done oraz total hp. Dlatego wypadałoby stać w pomarańczowym kółku na ziemi, które wskazuje zasięg totemu.

Ostatnim bossem, co dla niektórych może być sporym zaskoczeniem, jest sam Archbishop Benedictus (gracze Alliance powinni go kojarzyć z Katedry w Stormwind), któremu namieszało się w głowie. Pierwsza faza jest bardzo łatwa, gdyż pomaga nam cały czas Thrall. Większość umiejek Arcybiskupa jest dzięki temu znacznie słabsza. Przede wszystkim, kiedy nad głową bossa pojawiają się 3 kulki, to znaczy, że zaraz jedna z nich (2 pozostałe niszczy Thrall) poleci w kierunku losowo wybranego gracza. Należy pod koniec casta Benedictusa trochę się ruszyć, aby świecąca kula nas nie trafiła (zadaje całkiem sporo damage'u i zostawia mały okrągły void zone). Kolejną umiejętnością bossa są fale podobne do tych, które już nas sporo wymęczyły podczas walki z Sartharionem. Tylko tutaj mamy teraz ich 3 rodzaje: lewą, prawą i środkową. W 1 fazie jednak kompletnie nie musimy na to zwracać uwagi, gdyż Thrall mniej więcej na środku pomieszczenia stawia tarczę, która chroni nas przed falą i do tego zwiększa zadawany damage o 100%.

Druga faza zaczyna się mniej więcej na połowie hp Benedictusa, który wybiera mrok zamiast światłości i przeobraża się... w Czarnego Arcybiskupa (seriously, polska wersja WoWa byłaby w tym momencie strasznie zabawna). Teraz już Thrall nie będzie nam mógł pomagać (stoi bidula zestunowany), więc wszystkich wcześniejszych umiejek będziemy musieli unikać na własną rękę. W walce nic się nie zmienia oprócz właśnie tego, że nie posiadamy już handicapów sponsorowanych przez zielonego orka. No i... wszystko zmieniło kolor z żółto-białego na fioletowo-czarny...

Podsumowując, Hour of Twilight jakoś strasznie mnie nie zaskoczyło ani nie zafascynowało. Na pewno lepiej bawiłem się w End of Time, gdzie mogłem uśmiercić na przykład Sylvanas (przegląd tej instancji znajdziesz tutaj). Jednak HoT ma kilka znaczących zalet, czyli stosunkowo łatwe walki (ale to może się jeszcze zmienić, w końcu gramy na Public TEST Realm) oraz mała ilość trashy. Instancja ma też niestety wady, których już w żaden sposób Blizzard pewnie nie "poprawi", bo nie są to znikające tekstury czy bugujące się moby. Chodzi mi przede wszystkim o wylewającą się zewsząd wtórność (gdzieś już kiedyś eskortowałem Thralla chyba...), brak oryginalności kiedy chodzi o walki z bossami i... fale na Archbishopie Benedictusie. Jeśli już na PTRze cała moja szczęśliwa gromadka randomów padła na pierwszej fali w drugiej fazie, to czuję, że ten boss będzie niszczycielem PUGów przez dłuższy czas na LIVE. No ale pożyjemy, zobaczymy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz